bez którego, jeśli mam prawdę powiedzieć, nigdyby wojewodzina w tym czasie do Warszawy pojechać nie chciała. Ten czas spokojny trwał aż do festu Św.
Franciszka, to jest, dopóki się goście i familia tutejsza zjeżdżać nie zaczęła. W wigilię uroczystości (28 stycznia) gdy się różni pościągali, znowu się bajki wznowiły, które mnie a bardziéj staroście zmartwienia przyczyniły. Do tego, te bajki zgadzały się z humorem pani wojewodziny. Pierwsza tedy, jakoby minister pierwszy o innéj partyi dla starosty myślał; druga, jakoby starosta wyjeżdżając z Warszawy powiedział: Jadę głupstwo robić; trzecia rozsiana przez księżnę wojewodzinę bracławską (Stanisławową Lubomirską we Lwowie, że za najmniejszém w Krystynopolu nienkontentowaniem, podstoli ma zlecenie z Warszawy swatać starostę ze swoją siostrą.
„Na fundamencie tych bajek wojewodzina w lament, w narzekanie, w skargi na ministra, że się tak nie godzi żartować, bardziéj takie czynić affronta; na starostę, że jeżeli z przymusu to robi, niech panny nieszczęśliwą nie czyni; na mnie (podstolego), że nie bez przyczyny byłem we Lwowie. Dowiedziałem się też i innéj nieporozumienia przyczyny: gdy starosta był w Tartakowie, brat mój pisarz postawił tam człeka swego, żeby mu dawał znać o przybyciu starosty; ten człowiek kilka dni bawił w Tartakowie, o co się mocno wojewodzina dopytywała.
„Możesz WPD. zważyć, co to za wielka spadła na nas chmura; szczęściem, że z obligacyi mojéj nadjechał p. podkomorzy, któregośmy zaraz na to wdali, jako też obszerne miał o wszystkiém z województwem eksplikacye. Trzeba też wiedzieć, że wojewoda, lubo sam
Strona:PL Kraszewski - Starościna Bełzka.djvu/41
Ta strona została przepisana.