Strona:PL Kraszewski - Starościna Bełzka.djvu/42

Ta strona została przepisana.

widzi wymysły żony, z kochania i przywiązania, które ma do niéj, zdaje się wchodzić w jéj sentymenta. Naostatek ta historya tém się zakończyła, że podkomorzy upewnił województwo, że w Warszawie o innéj partyi dla starosty nie myślą. Starosta znowu ustną miał z wojewodziną i wojewodą eksplikacyę, gdzie płaczu, słabości, mdlenia, było z obu stron dosyć. Ja sam także miałem rozmowę z p. wojewodziną, ale ta mi tylko tyle powiedziała, że muszę ją brać za chimeryczkę, gdym się odchodząc, kilka razy pytał: czy można „dobranoc“ powiedzieć? o któréj godzinie można z rana bywać? i inne fraszki. Jam na to odpowiedział, że dotychczas rozumiałem, iż nie gość gospodarzowi, ale gospodarz gościowi zwyczaje nadaje, i jeżelim z bojaźnią postępował, to szczególnie z respektu i poszanowania. Ta moja eksplikacya pożądany skutek wzięła. Byłem przytém od ks. Russiana przestrzeżony, że przy najmniejszéj okazyi, wojewodzina zaraz sobie zwykła rościć pretensye, że wszyscy za złą i za chimeryczkę biorą; przyznam się PDobr., że mnie te wszystkie korowody dotknęły, chociażem się ich zaraz z początku spodziewał; upewniam, że to samo i w Warszawie jeszcze będzie.
„Starosta tak był żalem zdjęty przy eksplikacyi z wojewodziną, że w oczach podkomorzego omdlał (!), lecz wkrótce do dobrego przyszedł humoru. Dla otwartszego zaś z mojéj strony wytłómaczenia, lubo mu nic wojewodzina o siostrze mojéj nie nadmieniła, z tém wszystkiém mocno w tém byłem ostrożny, i staroście z siostrą moją miecznikówną, która tu dla mnie na dzień Św. Franciszka zjechała, nie pozwoliłem ani gadać, ani tańcować, ani być u niéj z wizytą. Ta, że razem ze mną stanęła, starosta przez ten cały czas i u mnie nie by-