który z siostrzenicą, jako gospodynią domu, z truppą aktorów francuzkich i wielkiemi przygotowaniami, co chwila był spodziewany w Warszawie. Prawie na wyjezdném Repnin znajdował się raz na obiedzie u pani Bystrzynéj, razem z biskupem kujawskim (Antonim Ostrowskim, późniéj prymasem), kuchmistrzem koronnym i wielu innymi. Mowa się wszczęła o przeszłych wypadkach, a Ostrowski nieostrożnie rzekł, że najwięcéj nieprzyjaciół zrobiło królowi wywiezienie senatorów. Ambassador na to z uśmiechem podniosłszy głowę:
— Księże biskupie — rzekł — mówisz o gwałcie; nigdybym ja go nie popełnił, gdybyście sami o to u mnie nie nalegali, gdybyście nie prosili i w kilkunastu do mnie nie podpisali petycyi... W liczbie tych kilkunastu i waszéj ekscellencyi mam własnoręczny podpis.
Widelec ze sztuką-mięsa do ust niesiony, wypadł z rąk ks. Ostrowskiemu.
— Mojego podpisu tam nie ma! przerwał spokojniéj kuchmistrz koronny.
— Tak, ale jest osobna pańska karteczka, którą zachowuję... dodał Repnin.
Wszyscy umilkli[1].
Przybycie Saldern’a, posła pokoju, jak utrzymywano, obudząjące wielkie nadzieje, nastąpiło w pierwszych miesiącach 1771 roku; przyjeżdżał on z wielkim dworem, z liczną służbą i starał się nająć pałac Mniszcha, marszałka koronnego, co i król popierał, choć właściciel nie miał ku temu ochoty, i nie decydował się ani traktować, ani przybyć do Warszawy, z dala
- ↑ Z listu współczesnego.