Strona:PL Kraszewski - Starościna Bełzka.djvu/69

Ta strona została przepisana.

Tymczasem postępki króla i jego partyi nie jednały mu jakoś serca i oprócz kilku pozyskanych z konfederacyi, niewielu było nawróconych. Życie ówczesne samego króla niechętnym mu wydawało się szpetne, choć zaprawdę nikt naówczas czystym się nazwać nie mógł; kursowały dziwne i pocieszne anegdotki o miłostkach, oburzając poczciwą i pilnującą decorum prowincyę. Jedną z takich jest powiastka o Francuzie, którą w pierwszych miesiącach 1771 r. opowiadano na ucho i w gazetkach pisanych rozsyłano ciekawym. Stanisław August przejeżdżając z zamku do miasta, przed Reformatami spotkał Francuza idącego z żoną, któréj twarzyczka musiała go uderzyć. Nieostrożnie jakoś posłał jednego ze swoich paziów, aby spytał pięknéj nieznajoméj o mieszkanie i nazwisko, Francuz zazdrosny i obrażony tém, co za zniewagę publiczną uważał, odparł z gniewem paziowi: — „Mieszkamy w Warszawie, ale nie w domu publicznym... Jestem Francuz, a to żona moja, nie kto inny...“
Że tam kupa wówczas Francuzów stała przed Reformatami, poczęli publicznie śmiać się i szydzić z nieszczęśliwego posłańca, który ledwie umknął ścigany szyderstwem obrażonych.
Co się tycze usposobień ogółu dla króla i dworu w téj chwili, najlepiéj je odmaluje list bezimienny do Mniszcha z Warszawy pisany dnia 23 Stycznia, pochodzący z archiwum w Dukli.
„Ja prawdziwie niepowinnam znaleźć wiary, że w Warszawie rezydując, prawda, że nigdzie nie bywając, nietylko widzieć, ale słyszeć nie mogę nic rzetelnego, same bajki i nieszczęśliwości. To wszystko, co się dzieje, zdaje się z zupełną wszystkich satysfakcyą. Ja nieszczęśliwa patrzeć na to wszystko muszę, i tak