Strona:PL Kraszewski - Starościna Bełzka.djvu/73

Ta strona została przepisana.

Według niego, Stanisław nie w jakichś przejażdżkach z Sierakowskim, ale na polowanie pojechawszy w okolicę, napadnięty został niespodzianie burzą i słotą. Szukając od ulewnego deszczu schronienia, znalazł je pod bramą dworu w Susznie.
Trafił tam właśnie, gdy Komorowscy przed chwilą powrotem córki Gertrudy z Wiednia, gdzie się wychowywała, uradowani, przyjmowali ją po długiém niewidzeniu. Starosta nowosielski spostrzegł młodego Potockiego, i wybiegł mimo deszczu zapraszać go do domu swego ze staropolską gościnnością, ale ten, że nie był ubrany jak w odwiedziny i w stroju tym przed kobietami stawić się nie chciał, mocno się wymawiał, nie chcąc przyjąć uprzejmych zaprosin. Gdy się tak drożyli, a Szczęsny nie ustępował, Komorowski wpadł na myśl, aby go przez córkę poprosić, rachując, że powolniejszy będzie na prośby kobiece. Odszedł więc śpiesznie Po Gertrudę, która się zaraz ukazała w ganku, mimo deszczu sama chcąc iść do gościa pod bramę.... Potocki widząc to, a raczéj śliczną jéj pociągniony twarzyczką, zapomniał o ubraniu i jak stał wbiegł do starego dworu w Susznie.
To być miało ich pierwsze z sobą poznanie.
Chrząszczewski inaczéj tu opowiada, rozpoczynając od tego, że ją Stanisław wprzód w Krystynopolu widywał. Nie mówi się jak długo trwała ta miłość trwożna i tajemna, niedająca się poznać, którą rzadkie wizyty Komorowskich u Potockich podsycały. Stanisław zapragnął wreszcie widywać ją częściéj, swobodniéj, chciał być w Susznie, a etykieta krystynopolska zbliżyć mu się do niéj nie dozwalała. Ale o tém aniby był śmiał wspomnieć przed wojewodziną, czując, że matka i ojciec nigdyby nie pozwolili; użył więc