Strona:PL Kraszewski - Starościna Bełzka.djvu/93

Ta strona została przepisana.

zresztą, sądy były wstrzymane wszędzie, sprawiedliwość zatamowana, bezkarność dwojako zapewniona dla takiego, jak Potocki magnata, który był pewien, że zawsze znajdzie i takich, co się na gwał odważą, i takiego, co zań w miejscu winowajcy, odpokutuje. Chodziło więc tylko o wykonanie myśli, którą pani Mniszchowa popierała, podając ją jako rzecz najnaturalniejszą, najprostszą, i w świecie najłatwiejszą.
Pokazuje się z manifestów późniéj w sprawie wydanych, że wojewoda próbował najprzód podstępem zwabić do domu synową swoją... Cały już świat wiedział o ożenieniu, wojewoda przyczaił się udając udobruchanego i łaskawego ojca, i oto w jaki sposób syna użył do dopełnienia zamiaru, który spełzł, jakkolwiek zręcznie był osnuty. Scenę następującą opisuje manifest Komorowskich, przeciw któremu w odpowiedzi swej nic nie miał do zarzucenia S. Potocki, zdaje się więc nie ulegać wątpliwości, że tak było:
— „Skoro się wojewoda o ożenieniu syna dowiedział, wpadł najprzód w oburzenie i gniew tak przeciw synowi, jako i jego przyjaciołom, wkrótce potém przybrał postać udobruchanego, jął synowi radzić, aby się nie smucił, szczególniéj zaś, aby nie okazywał najmniejszego zmartwienia przed matką, a że od dawnego czasu przerwane z naszéj strony (piszą Komorowscy) bywanie w domu jw. wojewody mogło w synu wzniecać niejakie podejrzenie, pokazał mu więc swój list, własnoręcznie do nas napisany, w którym nas do swego domu zapraszał i kazał mu napisać podobnyż list do swéj żony z usilną prośbą, aby przyjechała i wyrazić w nim, że rodzice nic jeszcze nie wiedzą o tém, co się stało. Z listem swojego syna, na jego rozkaz pisanym, posłał jw. wojewoda sześciokonnym