— Trochę, może, odpowiedział Dygowski — jać go spotkałem i znam... acz osobiście nie wiele, ale teraz pytałem o niego na wszystkie strony. Rodzina stara, szlachecka z Rusi, a że u nich tam byle szlachcic to z kniaziów, więc bodaj i oni by chcieli mitrą się stroić — ale o to mniejsza, polski szlachcic żadnej mitrze nie zazdrości, bo może królewskiej korony dostąpić. Rodzice znać majątek znaczny stracili, Staszek się został sierotką, a że niegdyś wielkie fundacye Jezuitom uczynili, więc ci teraz panicza wzięli na opiekę. Staszek też miał stryja bogatego i ciotkę... Więc to się po pańsku chowało... wypieszczone, wycacane, delikatne, ładne, grzeczne, rozumne i miłe... puścili go potym w świat szukać sobie szczęścia, scilicet żony bogatej. Chłopiątko popadło do Żmurek, pannie się podobało, zakochało, matce nie, a stryjowi ani było mówić o tym... Ale choć bodaj odprawiony z kwitkiem, Staszek się nie zraził wcale... wracał, obchodził, zajeżdżał im w drogę, z panną bodaj czy nie pisywali do siebie... kiedyś wreszcie się zjawił. Po za plecyma twemi szło dalej, choć matka i stryj byli przeciwni... potym Domcia matkę na swą stronę przeciągnęła, a znaszże dobrze stryja! Mówią po świecie że to chytra też sztuka...
Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/117
Ta strona została uwierzytelniona.