Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.

odwdzięczyć? Hę? musiemy. Ino, porozumiejmy się... kupą gonić niewiedzieć za czym i kogo, nie idzie. — Ja sobie myślę żebyśmy się rozsypali, każdy na swoję rękę pracując... tak się prędzej czego dojdzie... Kto łaskaw jeden ze mną zostać... proszę... reszta się rozjedzie cicho... Jeszczem w życiu nie złamał słowa, a klnę się szlacheckim, że kto mi wynajdzie albo Staszka albo żonę, a ukaże, dam co zechce... a kto mi pomoże do odzyskania jejmości, folwark w dzierżawę trzyletnią...
— Co ty nas masz za płatnych zbirów? zawołał śmiejąc się Barański — goli jesteśmy, to prawda, ale więcej się zrobi! dla waszecinej przyjaźni, niżeli dla głupiej kalety.
Podał mu rękę. — Nie pleć stary... porozumiejmy się i jedźmy na to polowanie, ja takie polowańka na ludzi lubię...
Więc, słuchajcie no...
— No, tak, alboś to ty sam rozumny? zawołał Tomaszewski — rozbierzemy między siebie okolicę, ażeby się w jednych miejscach nie plątać i w drogę...
— Dokądże wy — Zbisiu?
— Ja? pojadę z Żubrem do księżnej — księżna mnie zaprosiła i będę jak pająk w środku sieci czatował, a ztamtąd robił wycieczki. Jeśli który zwierza zoczy, niech mi daje znać