Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/124

Ta strona została uwierzytelniona.

ciebie nie mam pretensyi żebyś bez grosza do Warszawy jechał i tam fortunę zrobił, na to trzeba większej głowy niż twoja, ale w domu, tu, na wsi, mam za cztery litery, kto — będąc szlachcicem potrzebuje pieniędzy na drogę.
Poczęli się wszyscy śmiać, a Barański mówił dalej.
— Toć żadna sztuka... ruszył ramionami. Patrzę gdzie się kurzy z komina i jadę po naszemu mówiąc, jak w dym... Zajeżdżam... pytam, anim go kiedy w żywe oczy widział, ale to nic. Szlachcic szlachcicowi krewny przez kogoś zawsze, byle kolligacye znał. Bez tego ani rusz... Sakiewki ja nie potrzebuję, ale znać muszę kto kogo rodzi... Tom jak w domu... Barańska była za tym, ów rodził się z Barańskiej... tamten był z babką, ów z prababką w powinowactwie i jestem jak w domu.
— Tak — a gdy pana w domu nie ma, to co? spytał Tomaszewski.
— Na pana poczekam bom chory... a jużci gościowi co czeka najskąpszy włódarz da dla koni po garncu owsa i krupniku zgotować każe... Dalej po dworach idą plebanie. Ksiądz samotny nudzi się... zawsze rad... Po miasteczkach są klasztory... Słowem z głową i z kredką przejedzie się Polska z końca