Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.

ny i chytry. Prawda którą wypowiadał rzadko kiedy zgadzała się z prawdziwą.
Znano go też ze skępstwa równie zręcznie pokrywanego pozorami wielkiej wspaniałomyślności. Wszystko u niego było na okaz ale siedzący w środku tego komedyanta człowieczek, gdy go kto, puściwszy wędkę w głąb wydobył — czarno i brudno wyglądał. Obawiali go się ludzie, przyjaciół nie miał — żył odosobniony, ale gdy interesa wymagały umiał wystąpić i postawić się. We dworze był dostatek wszystkiego ale pod własnym jegomości kluczem i kontrolą. Wdowiec bezdzietny, nawet od apteczki klucz nosił w kieszeni... Ludziom u niego było skąpo... w dworze smutno... we wsiach ubogo, ale domisko z dala świeciło frontem i kolumnami i gdy dostojny gość przyjechał, po pańsku przyjąć się silono. Naówczas bosonogie pastuszki od gęsi wdziewały barwę, dwór się zaludniał... a starosta grał tak rolę szczodrobliwego gospodarza, iż niejednego oszukał.
Za to we dni powszednie wszystko było pochowane, pookrywane, pozamykane i dopóki się nie nagotowano na przyjęcie gościa, pod pozorem niebytności Starosty czekać musiał w ganku, aż wszystko stanęło w pogotowiu.