Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/132

Ta strona została uwierzytelniona.

służyć mogę, zaraz się służba zbierze... miodku? wina?... byle klucze od piwnicy przynieśli... Hej! hej!
Począł wołać, zjawił się chłopak...
— Gdzie piwniczy!
— Pojechał do miasteczka...
— Starosta ręce załamał. — Otóż masz! dajże Boże by choć wieczorem powrócił... to skaranie z temi ludźmi... Leć po kowala niech zamek oderwie.
Chłopiec wyuczony już dobrze, rzekł rezolutnie.
— Kowal pojechał na łąki!
— Na łąki! a to mila drogi! jakby na umyślnie... Co ja tu pocznę! co pocznę.
— Ale niech się pan Starosta nami i przyjęciem nie frasuje, odezwał się trochę szydersko Zbisław, ja bez gąsiorka nigdy nie jeżdżę, bez twardych jaj i wędzonej kiełbasy... myśmy cale nie głodni i nie na czczo... a jedynym powodem który mnie tu sprowadza, nielicząc przyjemności złożenia uszanowania Staroście — była chęć rozmówienia się z nim... w mojej sprawie...
Poczęli tak rozprawiając wchodzić do dworu, a Starosta już się uspokoiwszy co do przyjęcia, wwiódł gości do głównego pokoju..... który był w istocie wspaniały. Połowę sprzę-