nięte było ciszą i urokiem. Była to terra incognita, w której oprócz żydów arędarzy i ekonomów a pospolitego ludu, rzadko się kto zabłąkał. Takich kątów kraj podówczas miał wiele, patryarchalne w nich panowały obyczaje...
O dobrych mil cztery od fundum Żmurek, w ciszy lasów nad rzeką Wieprzem, prawie na skraju dóbr Bożeńskich, znajdowała się starożytna siedziba, niegdyś do Firlejów należąca, zwana z prastarych czasów Złotym Opolem. Był to murowany zameczek na sypanej górce, obwiedzionej fossami, przerobiony w XVII wieku przez późniejszych dziedziców na pałacyk, z dawna nie zamieszkiwany, ale z polecenia stałego Bożeńskiej utrzymywany w dobrym stanie. Miała bowiem myśl matka, gdyby córka za mąż wyszła, kiedyś się tam osiedlić. Z jednej strony Opole otaczały lasy rozległe, z drugiej płynął pod nim Wieprz, szerokie, zielone ługi i odkryty, żyzny, cudny kraj zasiany wsiami widać było. Miejsce samotne a uśmiechnięte, ciche a wesołe przystało by było kobiecie chcącej w zadumie rzewnej dokończyć dni swoich. Pani Bożeńska choć widywała rzadko ten kątek, lubiła go bardzo... Mało o nim mówiono, znano go nie wiele, z tej strony Wieprza nie był pałacyk wi-
Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/151
Ta strona została uwierzytelniona.