Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/168

Ta strona została uwierzytelniona.

rach... Nie podszywaj się asindziej w cudzą skórę, to darmo...
Staszek się klął na matkę Najświętszą, Chrapski ani chciał słuchać, szło mu o własną cześć, nie przypuszczał omyłki.
— No — dość — zawołał groźno — wszystko się wyjaśni... teraz milczeć, ani pisnąć i — z nami.
Wzięli go tedy między konie, dowódzca polecił milczenie wszystkim i przebiegłszy z Horwatem, który jeszcze się z przygody uśmiechał, kawałek drogi do zamku wiodący, doprowadził go do kurdygardy. — Tu w bramie pochwycili go na ręce ludzie i wparli do ciemnej izby. Wjazdowa brama z obronnej niegdyś przerobiona, miała takich komnat wiele pustych, a z jednej z nich wnijście do lochu na prochy znać lub dla więźniów dawniej przeznaczonego. Chrapski nic nie chcąc mówić o tym paniom, natychmiast loch otworzył i więźnia, mimo jego protestacyi i powoływań się do pani Bożeńskiej, na klucz w ciemnicy zamknął...
Dopełniwszy tego znakomitego czynu dopiero pot z czoła otarł, piwa się napił i siadłszy na ławie, począł myśleć co począć dalej. — Nie miał najmniejszej wątpliwości że szpiega złapał. — Czujność w bramie została po-