ręce dygocą, na nogach się ledwie trzyma... stoi a patrzy...
Mijają go zdumieni, nikt nie zna, ale kto spojrzy, to po nim czegoś ciarki przejdą... Cóż to za jeden? co zacz?
Już do kolebek siadać zaczęli weselni, gdy pan młody wyszedł... i spostrzegłszy z kolei starca, który w niego oczy wlepił surowe i dzikie... zadrzał a pobladł...
— A tuś mi! wrzasnął stary rozgłośnie — a tuś! w czas przybywam... Wczas! Ichmości panowie a bracia... stójcie! Biorę was panów wszystkich za świadki, jako ja Strukczaszy Życzyński imieniem Floryan, klejnotu Koźlerogi — ślub JMPana Zbisława Wierzchowskiego aresztuję, protestuję, unieważniam i za niebyły ogłaszam...
Odetchnął nieco.
— A czyniąc to — dodał, opieram się na świętym a uroczystym przyrzeczeniu rzeczonego Zbisława daniu córce mej Anieli ustnie i na piśmie, iż ją miał za małżonkę wziąść... przyczym zaręczyny z duchownym błogosławieństwem się odbyły...
Panna młoda słysząc ten protest, zbladła, drgnęła, niby radość błysła na jej licu i kilka kroków ku matce się swej cofnęła. Zrazu panowało milczenie... aliści pan młody poczer-
Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.