Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/174

Ta strona została uwierzytelniona.

z nim... niech nam rozwód dadzą... a ja — podała mu rękę, jestem twoją...
Staszek pocałował rękę, oczy podniósł.
— Ale choć dziś...
— To — schowaj się pan sobie gdzie, szepnęła Domcia... ja oficyalnie pozwolić na to nie mogę... ale...
Schyliła mu się do ucha i poszeptała coś żywo... Staszek drugi raz w rękę pocałował, westchnął, położył na sercu dłoń i powoli wyszedł.
W dziedzińcu spotkał się z Chrapskim, który bardzo miał na sercu żeby się z nim przejednać... Staszek nie był od tego... poszli więc razem po cichu z sobą gadając i znikli... Domcia zdala na nich oknem patrzała...




Tymczasem wysłany przez Chrapskiego siostrzan dotarł do majątku Starosty i zastał w nim pustkę, niewiadomość o losach pana, o którego się wielce niepokojono. — Nie było tu co robić, ani czekać na co, zwolna więc pociągnął nazad z kwaśną miną.
Chłopak był roztropny, jakeśmy mówili, bardzo dobrej woli, żwawy i wujaszek mógł spokojnie zdać się na niego że nie zdradzi. Nadto był wielkim wielbicielem pani młodej,