z Rusi do stolicy... i że gospoda zwała się Postójna, a arędował ją przechrzta niejaki Czwartkiewicz... Dla samego konia wypadało zajechać do przechrzty...
W stajni ludzi było niewielu, u żłobu tylko dwa stały konie, ale tęgie, jeden z prostą kulbaką, drugi w wygodnym siodle i pokryciu, z rzędzikiem chędogim... chłopak przy nich ser z chlebem zajadał. Że gościnnych izb nie było wszedł do wspólnej Joachimek, w której za stołem przed misą świeżo usmażonej kiełbasy z jajecznicą, siedział piękny młody mężczyzna z ogromną kresą przez łeb.
Taka kresa dawniejszych czasów za order starczyła, skłonił się tedy Joachimek bardzo pięknie, na co mężczyzna ruchem głowy i uśmiechem odpowiedział. I, czy mu się nudziło, czy tak był w dobrym humorze, wkrótce sam zaczepił przybyłego...
— A co? przypieka dziś dobrze? zapytał.
— Niezgorzej, tylko że ja lasami jechałem, to mi się czuć tak nie dało...
— A zkądże Pan Bóg prowadzi?
— Zabłąkałem się — rzekł Joachim — licho go nadało...
Tu, przyznać musimy, jakkolwiek bardzo poczciwy chłopiec popełnił pan Joachim wielką
Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/176
Ta strona została uwierzytelniona.