Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.

i córkę ma śliczną... Słyszeliście pewnie co miała za awanturę.
— Umhu! rzekł Joachimek spuszczając głowę do misy i mówiąc sobie w duchu — oho! nie wyciągniesz mnie na paplaninę! wiem co nakazał wujaszek! nie! nie!
— Aż musiała uciekać nieboraczka z córką od tego szaławiły Zbisława Wierzchowskiego...
— Umhu! powtórzył Joachimek...
— To bo niecny urwisz ten Zbisio — począł dalej kresowaty...
— Ale pewnie, ośmielił się wtrącić Joachimek — jakże to, proszę pana, kiedy słyszę z jedną się zaręczył, a z drugą ożenił.
— To jeszcze mało wiesz — mówił dalej kresowaty — to mało — ale co pobałamucił, ile nazwodził...
— A toć by go powiesić bez sądu! zawołał Joachim... bo kobiece łzy o pomstę do Boga wołają.
— To znany przecie na całe Lubelskie, Hrubieszowskie i Podlasie urwipołeć, opowiadał dalej nieznajomy... we dworach, gdzie postał to po sobie pamiątkę zostawił, a znów bali go się nieprzyjąć, bo kto mu się naraził to go nic nie kosztowało na gościńcu napadłszy baty dać, albo mu dwór puścić z dymem.