Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/18

Ta strona została uwierzytelniona.

wieniał nagle i przyjaciół jego oblicza pokraśniały i szable jęły brzęczeć, jakby im już w pochwach tęskno było.
— Za pozwoleniem — ozwał się, występując przed pana młodego, który mówić już miał, giętki, szpakowaty, zwinny i żywy mężczyzna, szerokim krokiem cisnąć się pod samego prawie pana Strukczaszego — za pozwoleniem! Trochę się Jegomość dobrodziej przypóźniłeś, bo kościół święty, matka nasza, przed chwilą tę oto parę wiekuistym, uroczystym a niezłomnym połączyła węzłem. Co było a nie jest, to nie pisać w regestr!! Mało kto co komu obiecywał...
— A mam tego za... nikczemnego, kto nie dotrzymał! krzyknął Strukczaszy...
— O to się rozprawiemy! huknął pan młody z za swojego obrońcy... Zostałem przez pannę Strukczaszankę samę zwolniony z przyrzeczenia... byłem wolny... a żeś mi Jegomość uczynił krzywdę i zamięszał godzinę szczęśliwą... o to do rachunku pociągnę. Teraz tu ni czas ni pora procesa przed kościołem rozwodzić...
Chciał pan Zbisław podać ręce zaślubionej swej pannie Domicelli, gdy mała owa laleczka jak od oparzonego się cofnęła ku matce.
Z za powozu opylonego wysunęła się chu-