Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.

Dopiero zobaczywszy go idącego, chłopak zmiarkował że nie z lada szlachcicem miał do czynienia... ruszył ramionami, nałożył czapkę, postójne zapłacił i rozpytawszy o drogę poleciał do Opola.




W Opolu po odprawieniu Staszka Horwata, który znikł z horyzontu, Domcia trochę się na matkę dąsała, miewała oczki czerwone, nie mówiła czasem przez pół dnia, siedziała w kątku, ale matka nie zważała na to wcale, czule się z nią obchodząc unikała rozmowy o Horwacie... a przypominała tylko niebezpieczeństwo ze strony Zbisława. Jednego poranku powrócił Joachimek, który się dobrze wprawdzie sprawił, nie przywiózł jednak nic, prócz wiadomości że Starosty w domu nie było i nikt nie wiedział gdzie się obracał.
O swej przygodzie w karczmie na gościńcu nie wspominał nikomu, nie zasługiwała bowiem na to żeby się z nią popisywać, a koniec końcem była nie wielkiej wagi. Tak mu się zdawało.
Chrapski był zupełnie uspokojony... Od ostatniej swej wycieczki w której udało mu się złupić kota za zająca, stał się niedowierzającym niebezpieczeństwu. Znudzona siedze-