Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/231

Ta strona została uwierzytelniona.

i świadka — ale panna Filipina zaraz, w tej chwili wyjedzie do domu.
Domcia rzuciła się obejmując ramionami przyjaciołkę.
— Waćpan jesteś tyran... wie pan.
— Ale o tym potym... niech się panie pożegnają i rozkaz mój będzie spełniony. Około okien postawię wartę... Dobranoc...
To mówiąc, odszedł i na tym się owa tego dnia scena małżeńska skończyła.




Z nader smutnym obliczem złotowłosy Stanisław wszedł w kilka dni potym do tak zwanej kancelaryi pana Starosty, u której drzwi długą wprzód odbyć musiał kwarantannę. Nie zadowolniony otrzymaną już odmową jedną, przybywał nie w swoim imieniu, ale synowicy, prosić o ratunek i poparcie.
Starosta chodził po szerokiej izbie nader skromnie przybranej, a papierzysków pełnej, obie ręce zagłębiwszy w kieszenie boczne kapoty szaraczkowej, a miał ten zwyczaj że gdy był kwaśny, ręce zawsze chował w te dwa głębokie otwory i rozstawiał je tak że z obu stron tworzyły jakby dwa jakieś nietoperze skrzydła... Usta miał zaciśnięte, czoło sfał-