Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/244

Ta strona została uwierzytelniona.

księżna rachując... wyślę jutro do Żmurek... zaproszę ich na...
— Środę... Czwartek! poddał Horwat.
— Dla czego tak późno? zapytała gospodyni.
Horwat który miał w tym swą rachubę, ale do niej przyznać się nie chciał — rzekł z nieśmiałością...
— Ja myślę że czwartek nie będzie za bliski... Państwo młodzi są w sporze i gniewie, nie będzie zanadto czasu by mógł nakłonić żonę na wspólne odwiedziny...
Księżna ile razy spojrzała na rozkochanego gościa, znać przypomnieniem Zbisława i porównaniem z nim nabierała ochoty do śmiechu.
— No, dobrze, zaproszę ich na czwartek, ale w takim razie nie masz pan potrzeby wyjeżdżać jutro...
— Owszem M. księżno — muszę...
— Ale mi dasz słowo, że żadnej zasadzki, podejścia i awantury nie przygotowujesz...
— Daję słowo...
— Mówię to w interesie waszym — dodała księżna, bo ten zbój Wierzchowski, pewnie by się niczego nie uląkł, a to by sprawę popsuło i mnie skompromitowało.
— Daję słowo — powtórzył Staszek...