Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/249

Ta strona została uwierzytelniona.

Dziad rękę wyciągnął i milczący schował list za koszulę, a pieniądz do węzełka u chusty.....
— A jakże was zowią, mój stary! rzekł Horwat.
— Toboła, stary Toboła... wzdychając powiedział dziad, znająć mnie na okół.
— Jeszczem ci ja tylko jednego nie powiedział — dodał Horwat — że list trzeba wręczyć najdalej jutro...
— A no — to jutro... jeśli nogi nie starczą, to mnie litościwi podwiozą, a po drodze się zawsze furka napyta... Niech że będzie pochwalony Jezus Chrystus...
Ufny w to że dziad był narzędziem opatrzności, dalej już nic nie pytając puścił się co prędzej w drogę pan Stanisław, dniem i nocą do Strukczaszego. W podróży sobie wszystko osnuł, co ma mówić, co zamilczyć, jak pobudzić... i gdy rankiem znużony trafił przed dwór w chwili gdy stary na pole się wybierał — plan cały miał osnuty.
Strukczaszy był człowiek gwałtowny, złamany wielu przeciwnościami, nie wdający się w kompromisy z przekonaniami — cały z jednej bryły. Leżało mu na sumieniu szczęście córki, choć na prawdę nic sobie nie mógł