mieć do wyrzucenia, bo wcześnie i ostróżnie wszystkiemu zapobiegł.
Coś z jego charakteru miała córka. Od chwili owego protestu niefortunnego pod kościołem wróciwszy do domu Strukczaszy niewiedział co poczynać dalej. Podał skargę do konsystorza i inhibicyą przeciwko ślubowi i zdało mu się że reszta sama przyjść była powinna. Zobaczywszy onego doradzcę i ptaka złej wróżby, do którego miał jakąś odrazę, choć mu on dobrze życzyć się zdawał, Strukczaszy stanął...
— Dzień dobry...
— Kłaniam uniżenie.
— A co tu asindzieja tak nagle sprowadza?...
— Dobre serce i wierne usługi moje dla domu Waszego.
— A no — pięknie, pięknie, dziękuję — ale co mi zwiastujecie? Co porabia pan młody i panna młoda?
— Właśnie z wiadomością przyjeżdżam że mimo starania źle rzeczy stoją. Łotr potrafił żonę odebrać.
— Ale nie żonę! stukając kijem zawołał Strukczaszy, co za żona! ślub był nieważny...
— I ona i wszyscyśmy tak sądzili —
Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/250
Ta strona została uwierzytelniona.