Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/251

Ta strona została uwierzytelniona.

wszakci ten inaczej i postawił na swym — a choć ona z nim żyć nie chce zamknął ją w Żmurkach...
— Gdzież ją pochwycił?
Staszek siadłszy w ganku opowiadać zaczął in extenso jak się to wszystko stało — a Strukczaszy słuchał smutny.
— Czy dla tego — dodał — iż się gwałt dopełnił masz pan słuszniejszą krzywdę domu swojego niepomszczoną zostawić?
— Mów asindziej dalej, do czego idziesz, rzekł Strukczaszy.
— Idę do tego, że trzeba trutnia wstydać, upokarzać, nękać aż mu miedziane czoło wreście okryje się wstydem... Brawuje wszystko bo mu się bezprawia wiodą, i ludzie przed nim tchórzą...
— Ino nie ja — zawołał Strukczaszy...
— Dowiedziałem się na pewno, szepnął Staszek, iż oni oboje z żoną zaproszeni są przez księżną... na Czwartek. Zbisław stary dworzanin jako i faworyt jejmościn, że jej będzie posłusznym ani wątpię. Więc przyjadą. A gdybyścież wy, panie Strukczaszy — gdybyście wy... właśnie na ten sam dzień zdążyli... jakby przypadkowo do Księżnej z panną Anielą, wszak ci to wam dom przyjazny, znany i nicby w tym tak dziwnego nie było...