Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/262

Ta strona została uwierzytelniona.

— Przecież się nie naprzykrzam... tego mi pani zarzucić nie możesz... Chciałaś mieć służącą nieodstępną, masz ją pani... nie przychodzisz do stołu, jem sam, nie mówisz do mnie, znoszę milczenie... Na uczciwość jestem powolny i grzeczny jak na człowieka znanego z gwałtowności, przezwanego szaławiłą... a któremu pani z dobrą i nieprzymuszoną wolą poprzysięgłaś — posłuszeństwo.
— Pan wiesz że ślub był nieważny!
Slub —? może, ale przysięga pani... dobrowolna? dla czego?
— Bom przysięgając sądziła żeś pan był wolny... a nie byłeś nim... zawołała mała jejmość perząc się z gniewu.
— Byłem wolny najzupełniej, bo mi panna wróciła pierścionek i słowo, a jeśli ojciec myśli się mścić... to inna rzecz...
— Proszę mnie uwolnić od rozmowy...
— Ale cóż będzie z listem?
— Co pan chcesz...
— Mam go odczytać głośno...?
— Jak się podoba...
— Bo już też ciekawa dla nas obojga rzecz... co pisze? Ale czy pani nie znajduje że uszy służącej może są zbyteczne.
Domcia obejrzała się — nowa sługa wy-