Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/263

Ta strona została uwierzytelniona.

prostowana, wedle rozkazu jej siedziała u drzwi...
— Proszę niech nie odchodzi...
— A ja — mam czytać...
— Nie — to trzeba mieć anielską litość ażeby wytrwać! zawołała kobieta.
— Wie pani, że to prawda — uśmiechnął się Zbiś — oboje wyjdziemy na aniołów... Mam czytać?
Domcia odwróciła głowę do okna i milczała. Zbisław rozpieczętował, z uwagą po cichu odczytał poselstwo i kłaniając się położył je na stole przed żoną.
Obawiając się zapewne aby karty nie schwytano i nie przejęto, Staszek napisał ją nader enigmatycznie, tak że — zaprawdę nie wiele mogła objaśnić tę której była przeznaczoną. Gdy się drzwi za mężem zamknęły, gwałtownie porwała leżący papier Domcia i przebiegła go oczyma. Były na nim te tylko słowa:
„Nie traćmy nadziei — pomoc niespodziewana przybywa. Czynię co tylko mogę, aby wyrwać panią z rąk tego człowieka. — Wytrwaj do końca... wszystko będzie dobrze i wkrótce niewola się ta ukończy...“
Na pozór karta była skończona. Zbisław też więcej nie czytał, Domcia rzuciła ją była na stół, ale jej na myśl przyszło, że na dru-