Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/266

Ta strona została uwierzytelniona.

Skłonił się i wyszedł.
Pierwszy raz od powrotu do Żmurek — Domcia pomyślała o przebraniu się, bo choć na obiad nie spodziewała się nikogo obcego prócz księdza, zawsze i przed nim nie życzyła sobie wystąpić zaniedbaną, — zresztą któż wie jakim powodowana uczuciem, zawołała służącej aby jej ubrać się dopomogła. Ostatnią oznaką nieukontentowania i smutku było że cała odziała się czarno, ale z tym jej jeszcze piękniej było... Gdy się spojrzała w zwierdziadło aby sobie włoski poprawić, mimowolnie sama uśmiechnęła się sobie. Z dziwnym też uczuciem przeszła teraz puste pokoje... w których była w domu i jakby obcą. Czuła tu jakąś nową władzę panującą nad nią i nad wszystkim, — westchnęła...
Ksiądz Anioł staruszek z siwiejącą brodą, wesół i rumiany, poważny i rubaszny zarazem przywitał ją u drzwi, niemogąc wytrzymać aby dobrodziejce nie powinszować zamążpójścia. Domcia nie śmiała mu nic odpowiedzieć, łza tylko zakręciła się jej w oczkach i westchnęła.
— Moja dobrodziejko, odezwał się ksiądz spostrzegłszy jej wzruszenie — do nowego życia nie od razu się przychodzi, nie bez trwogi serdecznej... Nowe obowiąski, świat nowy... ale czy-