Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/276

Ta strona została uwierzytelniona.

mysłów nocnych, czy wspomnień dnia wczorajszego, który sobie wyrzucała młoda pani, była w bardzo złym humorze. Gniewała się na siebie szczególniej za tę rękę daną do pocałowania.
W drodze dała się śmiać, gawędzić, paplać wszystkim, kapucyn modlitwy odmawiał, ona milczała uparcie.
Może też ta zagadkowa przyrzeczona pomoc księżnej wprawiała ją w takie usposobienie.
Księżna uwiadomiona przez posłańca o przybyciu, oczekiwała z obiadem na który się nieco spóźnili. Gdy zajechali przed ganek pałacowy służba w barwie odświętnej czekała już tutaj, dworzanie, marszałek dworu..... a w sali jadalnej przez którą przechodzić trzeba było, sama księżna ubrana bardzo ładnie, w klejnotach, w koronkach, wybielona, uróżowana, aby się przy młodej pani lepiej wydała... A mogła nawet świeżo wyglądać, bo biedna Domcia była blada, oczy miała wypłakane, usta przykro zaciśnięte... znać w niej było nieszczęśliwą ofiarę...
Ponieważ na dworze godziny obiadów i wieczerzy bardzo były ściśle oznaczone, prawie zaraz po przywitaniu księżna pani spojrzała na kameryzowany zegareczek i kazała