Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/278

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale ja proszę W. Ks. Mości, odparł bardzo śmiało chłopak — od dwóch dni polowałem u Chorążyca Ptasińskiego... ledwiem co powrócił...
— U Chorążyca.. toś waćpan może do Chorążanki się zalecał! zażartowała księżna.
— Ale ba, M. Księżno, żwawo odrzucił Żagiel — już by to było za późno, bo tam bodaj pan Stanisław Horwat dobija dziś targu...
Nic pan Żagiel nie wiedział o stosunkach gości, ba może o ich nazwiskach, tylko co przybywszy, nie pytając kto był, obmył się, odział, a że mu o dobry obiad szło, podążył do zupy. Wymówił to więc bez intencyi... Ale zaledwie pochwyciwszy uchem te wyrazy i nazwisko, pani młoda zbladła jak trup... zachwiała się i zdawało się że padnie zemdlona. Szczęściem że księżna dostrzegła zawczasu wrażenia, podstawiła szklankę z wodą, zakrzątnęła się... reszty wstyd dokonał i omdleniu zapobieżono, ale Domcia drżała cała... siedziała jak trup. Nieszczęśliwy Żagiel, który chciał się uniewinnić i zabawić, począł rozwodzić się nad Ptasińskiemi, nad Chorążanką i nad konkurami Horwata, którego tam bardzo miano serdecznie i oburącz przyjmować.