Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/28

Ta strona została uwierzytelniona.

od mleka odsadzono! Panowie! Kto mój, kto mi druh, na konie!
— Stój! stój! krzyknął stryj, krzyżując ręce... Co waść pan czynić chcesz! To się na nic nie zdało! Ja moję bratową znam! — Ja waszę Domcię znam, — ja wiem co będzie... Tu gwałtem nic nie poczniesz...
— Ale ja mam prawo święte...
— A słyszałeś, co Domcia mówiła? rzekł stryj.
— O to my się z jejmością potym rozmówimy, odparł gwałtownie pan młody — to moja rzecz — ale żonę muszę mieć, choćby krew rozlać przyszło.
Ale jakże ją siłą mieć możesz? spytał stryj — co ci w głowie? One pojechały przodem... Nim wy dobieżycie do Zmurek cała dwornia, a bodaj wieś będzie na nogach, strzelcy, czeladź... Brama murowana, dwór częstokołem oprowadzony... baby się obronią... jeśli na upartego przyjdzie... Sprawa hałasu narobi, a jeszcze ją może kto i życiem przypłaci...
— Mówcie sobie co chcecie... ja nie pójdę z kwitkiem, to darmo, przerwał Zbisław... klnę się na ojca i matkę...
— I my nie pójdziemy! wtórowali przyjaciele...