Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/281

Ta strona została uwierzytelniona.

mogę. Jest nas tu siła... biorę panów dobrodziejów i samę Księżnę dobrodziejkę osobliwszą za sędziów mej sprawy, bo się jej głośno przed jaki bądź sąd wytoczyć nie waham...
— Panie Zbisławie, przerwała księżna — proszę się nie unosić!
— M. księżno, mówię i mówić będę spokojnie — dodał Szaławiła. Nie jestem ja bez grzechu jako człowiek — ale w tym razie winy w sobie nie czuję. Starałem się za przyzwoleniem pana Strukczaszego o córki jego Anieli rękę, miałem pierścień i przyrzeczenie, dałem słowo — nie przeczę, ale mi pierścień i słowo powrócono, a zatym byłem wolny.
— Ojciec słowa nie wrócił — rzekł surowo Strukczaszy.
— Bom ojca nie widział już, gdy mi mój pierścień w oczy rzucono, dodał Zbisław. I za to zatruto mi małżeństwo, w którym szukałem spokoju... i...
— Sprawa w konsystorzu się toczy... zawarczał starzec... tam ją sądzić będą...
— A więc możemy obrusów zawczasu nie rzeżąc zaczekać na wyrok... rzekł Zbisław.
W czasie tej śmiałej mowy pana młodego oczy wszystkich były nań obrócone... i przy-