Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/284

Ta strona została uwierzytelniona.

— A! MKsiężno! zawołała Domcia, i ja i matka byłyśmy pewne że przed ślubem zajdzie protestacya... i że go wcale nie będzie... tymczasem Strukczaszy się opóźnił... nie było sposobu cofnąć się i ten nieszczęśliwy ślub, nieważny... dano.
— Ja nie wiem czy nieważny — cicho rzekła księżna, to konsystorz rozsądzi. Potrzeba w konsystorzu się starać... A tymczasem... jesteś z mężem, mieszkacie razem... jeździcie...
Księżna umilkła potrząsając głową.
— Ja całą moję pokładam w pani nadzieję — ozwała się Domcia składając ręce — proszę mi wierzyć... jam bardzo nieszczęśliwa...
I rozpłakała się biedna, księżna ją tulić zaczęła.
— Powiedzże mi, kochasz tamtego? spytała.
— A! od dawna...
— Masz wstręt do Zbisława?
— Ja się go boję.
— A! to dobry chłopak! ja go znam, ty byś go za nos doskonale prowadzić mogła, bo on się w tobie kocha — dodała gospodyni. Prawda że to sercu nakazać nie podobna — prawda że Staszek chłopak ładny,