wrócił do zakrystyi. Kupa weselna przyjaciół została tak u furty kościelnej, przed którą konie trzymano i powozy stały... i czeladź gawroniła, a dalej, choć już nadeszła noc i księżyc w pełni wypłynął, z miasteczka tłumy przypatrywały się tej zwadzie ciekawe.
Pan młody pokręcił wąsa, szable się do pochew powsuwały, gdzie jeszcze jaka była nagą.
— A, żeby czasu nie tracić — zawołał, zapraszam ichmościów do Hersza... użyjemy dobrej myśli, póki zła nie nadejdzie... Za mną! za mną...
Więc pieszo ruszono tryumfalnie niby ulicą pod najstarszą wiechę jaka tu była, do gospody Hersza Smolańskiego...
Hersz miał dobrą piwnicę — bo się tu szlachta często gromadziła, sprowadzał co roku wino z Węgier, sprzedawał je okseftami i beczułkami i butlami, ale miał i stare miody i starego też węgrzyna dukatowego. Więc u niego hulanka mogła być niczego — a że ją p. Zbisław umiał urządzić, o tym nikt nie wątpił. Znanym był im z tego... tylko że dziś humor nie sprzyjał. W milczeniu przesunęli się wszyscy aż do rynku. Konie kazał prowadzić za sobą, a że ich zdala przychodzących u Hersza dojrzano i domyślić się było
Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/30
Ta strona została uwierzytelniona.