Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/307

Ta strona została uwierzytelniona.

Wpadłem na same zaręczyny tym razem... i to uroczyste...
— Czyje?
— A, panny Chorążanki z panem Horwatem...
Domcia która pierwszą razą na wiadomość podobną pobladła, teraz się tylko mocno zaczerwieniła, spuściła główkę i zaczęła pośpiesznie zajadać z talerza.
— No? jakże? poszczęściło się przecie raz temu biednemu Horwatowi? dorzucił Zbisław — na prawdę?
— Mówię państwu, byłem na zaręczynach, a odbyły się przypadkowo tak uroczyście jak rzadko które... Dzień tam jakichś urodzin wypadał, było mnóstwo gości, piliśmy okrutnie. — Pan Stanisław głowa nie tęga, uszedł nam z placu, wysunął się z Chorążanką romansować... W chwili gdy przed nią na kolana padł, zjawiła się kompania cała — Vivant! i oblano pierścionki węgrzynem, a brat panny bodaj czy z pół kielicha przyszłemu szwagrowi z radości nie wylał za kołnierz... Najśmieszniejsza rzecz iż nazajutrz Horwat, dopiero pierścień na palcu zobaczywszy..... przypomniał sobie iż wolność postradał... Teraz tylko o wyznaczenie dnia na wesele chodzi.