ani pod pantoflem gnieść, ani za nos ciągnąć... bo go za serce chwyciwszy poprowadzi jako się jej zda...
Bałem się zrazu, aby w Domci affekt się później do onego białokurego nie odezwał, alem prędko uspokoił się zobaczywszy go w kilka lat potym tak zbiedzonego i ogłupiałego jak Chorążyc, i po nieboszczyku zajmującego wakujące krzesło gospodarskie..... jeszcze mu do innych przymiotów przybył nieborakowi nos czerwony... Niewiem jakim to sposobem się dzieje, że ci co rozumnie jakoś piją to im nie idzie ani do głowy ani do trąby... a takim jak Staszek wnet się kameryzują i policzki i nosy... Spotykaliśmy się potym na świecie wiele razy... i Domcia Panu Bogu dziękowała że za tego mazgaja nie wyszła, a jam też miał za co się modlić, że mi Opatrzność taką dała żonę. Wychowaliśmy na pociechę sobie i krajowi poczciwe dzieci... i mogę powiedzieć śmiało żem był w życiu szczęśliwy jak mało... Gdyby jeszcze ojczyzny doczekać!
Westchnął stary. — Naówczas tym życze-
Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/317
Ta strona została uwierzytelniona.