Jak byśmy dla siebie byli stworzeni, tak od razu przylgnęliśmy jedno do drugiego. Mnie się w głowie zawróciło, bom we dwie godziny całusa schwycił, odprowadzając ją od tańca... Czysta to była pustota... ale djabeł chciał, żeby moja narzeczona panna Aniela siedziała tuż i widziała i słyszało wszystko... Żeby tak jaka inna nie byłoby nic, nałajałaby mi, padłbym do nóg i przyszłoby do tej lepszej zgody... ale ta rygorystka... o czem nie wiedziałem, naprzód omdlała... potym w półgodziny, gdym do niej przystąpił, zaprowadziła mnie do bokówki... i tam zdjąwszy z palca pierścień — rzekła mi, łkając — widziałam wszystko — płochości nie cierpię, zdrady darować nie mogę, żeń się waszmość z panią Zabrzeską, kiedy mu się podobała, między nami zerwane wszystko...
Chciałem się tłumaczyć, nie dała mi słowa pisnąć, rozgniewałem się też, oddałem pierścień i na złość poszedłem do białego dnia szaleć z wdową... Ale com naśpiewał do tańca, com nadokazywał, niech powiedzą ci, co tam byli, bo do tej pory jeszcze w Hrubieszowskim tego wieczora pewno nie zapomnieli. Wdówka była, jak wosk. Żebym był chciał, dostałbym i pierścień i słowo i ożenił się w tydzień, ale mi odzyskana wolność droga
Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/38
Ta strona została uwierzytelniona.