Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/48

Ta strona została uwierzytelniona.

nien szukać. Trzeba to przyznać, że nie wszyscy szli zgodni co do tańca, oponowali niektórzy, zwłaszcza, ci co nóg swych nie byli pewni... Tymczasem pito zdrowia... W pół godziny na sali zjawiły się jejmościanki cztery zapłakane, dwa wyrostki i troje dziewcząt z folwarku, ale w czystych i chędogich gorsecikach... Już za to zaręczyć trudno, czy łzy były prawdziwe czy udane, bo gdy kapela poczęła od ucha a kawalerowie pobrali owe Sabinki, twarze się im porozjaśniały i śmieszki słyszeć dały.
Było na co patrzeć, bo czystą komedyą grano z niemi. Posadzano je na krzesła i tytułowano Starościnami, Podczaszankami, Łowczankami, a obchodzono się jakby rzeczywiście niemi były... Dostało się po kieliszeczku słodkiego wina, do którego zostały przymuszone... a później ochota trwała do białego dnia jak w najlepsze.
Wszelako ani pan młody ani stryj p. Bożeński nie tańcował.
Już nadedniem poszli z sobą na naradę do drugiego pokoju, a co tam uradzili, nikt wiedzieć niemógł. Dosyć, że zdawali się być w zgodzie najlepszej. We dworze choć z musu słuchano i nie zabrakło na niczym...
Słońce wschodzić zaczęło, gdy się ta sza-