lona biesiada ze znużenia skończyła... niektórzy z sąsiadów wstydząc się prawie cichaczem powymykali, inni porozchodzili się spać — pan młody kazał koniom i ludziom być w gotowości do drogi.
Zjadłszy śniadanie samopiąt z przyjaciołmi, ruszył ze Żmurek, dokąd? o tym nikt nie wiedział... Uważano tylko, że w kierunku ku Lublinowi pociągnęli.
Na trakcie pomiędzy Żmurkami a Lublinem, gdzie się dwa gościńce przecinają wiodące jeden z Podlasia, drugi z okolicy Siedlec, w miejscu dogodnym dla podróżnych, od bardzo dawnych czasów stała gospoda, dość oddalona od wiosek — śród przetrzebionego już lasu. Zajazd zapewne w przewidywaniu jarmarków był ogromny, izb kilka (ale zajętych czasowo przez kartofle i kury), szynkownia rozległa, a gospodarz słynął z zaopatrzonej dobrze piwnicy i śpiżarni. Tu po nocy spędzonej na hulance w Żmurkach przybyło towarzystwo nam znane około południa i sam pan Zbisław zapowiedział wypoczynek, potrzebowały go konie, a i ludzie jeszcze więcej. Kazano w pustej komorze nasłać siana w pas, rozłożono