Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/51

Ta strona została uwierzytelniona.

stojący... a najlepszy ze wszystkich, to koguty i słońce...
— No — dobrze, o którejże godzinie tędy przejeżdżała moja żona ze swoją matką?
Żyd oczy wielkie wytrzeszczył i nie zrozumiał.
— Z przeproszeniem jaśnie pana? albo J. Pan żonatego?
— Wczoraj w Żmurkach był mój ślub...
— A waj! z panną Bożeńską!! a waj! proszę ja pana niech ja pierwszy powinszuję. Ukłonił się jarmułką do ziemi.
— Z powinszowaniem poczekajcie — odparł Zbisław — o której one tędy przejeżdżały...
Żyd zmilkł.
— Ale pytam się ciebie... kiedy one tędy przejeżdżały...
Moszko patrzał, brwi podniósł do góry ogromnie, zdawało się, że niewiedział, co odpowiedzieć.
— A kiedy one miały przejeżdżać? zapytał z pewną trwogą.
— Ja się ciebie, żydzie pytam! krzyknął Zbisław...
— Ja nikogo nie widziałem! rzekł żyd.
— Ale to niemoże być! dodał pan młody,