Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/87

Ta strona została uwierzytelniona.

jest fatalizm... przeklęła mnie ta nieszczęsna panna Aniela!!
— Dobrze ci tak! po co dziewczęta zwodzisz...
Zbisław spuścił głowę... — Co tu teraz począć?
— Jedź do domu naprzód i ogarnij siebie i swoich... rzekła księżna... a masz że pieniądze...
— U żydów pożyczę...
Księżna zrobiła kwaśną minę.
— Czyż ci tak wiele potrzeba?...
— A! nie mało — odparł Zbisław... bo gdyby szło o paręset dukatów, toćbym przecie drugi raz żyto na pniu sprzedał.
— Drugi raz?
— Bo raz pono już sprzedałem — odrzekł obojętnie Zbisław — ale to nie moja wina. Żydzi na wesele dać mi nic nie chcieli, musiałem więc uciec się do tego środka..... a teraz...
— Słuchaj, mój ty szalony chłopcze, dodała księżna — jeśli ty myślisz, że ja ci pożyczę, to się mylisz. Sama musiałam dług zaciągnąć — niemam grosza przy duszy..... ale ci przecie coś poradzić i pomódz pragnę. Jedź do domu, przyszlę ci mojego Abrahama z Hubki i zaręczę jeśli potrzeba...