W małym, zwykle drzemiącym miasteczku, którego szczęśliwi mieszkańce dla wynalezienia sobie jakiegokolwiek zajęcia zmuszeni są przypatrywać się tworzeniu obłoków i robić spostrzeżenia metereologiczne, a jeśli przypadkiem coś przerwie zwykłą monotonią życia, jeśli coś zaszumi, zabłyszczy, — ozwie się głosem niezwykłym i porządek codzienny zmięsza, cóż to za uroczystość dla biednych mieszkańców i jaka pociecha, jaki materyał obfity do długich postrzeżeń i nieskończonej gawędy. Prawdziwe święto choćby w dzień powszedni! Wszystkie gospodynie na progu, (niestety! od kipiących garnków oddalić się niepodobna, a i dzieci krzyczą w kołyskach) — wszyscy gospodarze kapoty nadziawszy wychodzą w ulice, a dzieci, przednie straże i tyraliery puszczają się aż na sam teatr wypadku... dla dostania języka... Najczęściej ów
Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/9
Ta strona została uwierzytelniona.