innego w pobliżu, powiózł go do księcia Podkanclerzego. Tu raz zdawszy go na opiekę marszałka dworu i ojcowski bizun z plenipotencyą, powierzywszy czcigodnemu panu a bratu, powrócił spokojniuteńko do roli i zatrudnień około męczenia chamów. Rzeczywiście też na dworze księcia Zbisiowi było jak rybie w wodzie. Naprzód miał szczęście podobać się księżnie która go sobie za rękodajnego dworzanina obrała — potym wkradł się w łaski marszałka, naostatek potrafił współtowarzyszów zagarnąć pod swą władzę i zwierzchnictwo. Dwór, w którym szczególniej na występy wielkie, zachowywało się decorum pańskie, w powszednich dniach dosyć był sobie swobodny. Szalano okrutnie choć ostrożnie. Zbiś za wszystkich dokazywał. — Ztąd, prawdę rzekłszy, wyniósł on swoje szaławilstwo i zbytnictwo...
Dobrze mu było, choć mało co albo nic nie dawał, protegowany przez księżnę, gdzie tylko trafiła się jaka gratka, stawał do jej wzięcia. Na dworach ówczesnych nawet zamożna szlachta tych podarków zwyczajowych brać się nie wstydziła. — Gość, krewny, obowiązany, chcący pozyskać ucho dzierżawca, zastawnik kupował sobie względy faworytów konikiem, szabelką, pasikiem lub rulonikiem
Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/90
Ta strona została uwierzytelniona.