Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/95

Ta strona została uwierzytelniona.

rywczo pozbierany i kompletowany dziwnie, a nieustannie się zmieniający. Niektórzy uciekali, innych wyświecano z bata klaskając za nimi, niedołęgów było wiele... a darmozjadów najwięcej. Ale każdy z tych sług, dworzan, popychaczów miał jakiś słynny przymiot, którym się odznaczał, jakąś swą specyalność, co mu rozgrzeszenie win wyjednywała. Ten gwizdał cudownie, ów się na koniach znał, inny wabił doskonale lub dojeżdżał umiejętnie. Jeden nawet z głosem tenorowym i repertuarem piosnek dramatycznie odśpiewywanych żył tylko z tego talentu na dworze Szaławiły. Znał on się dobrze na pochlebcach i pochlebstwach, śmiał się z liziłapów, ale miał do nich słabostkę i trzymało się go dużo takich, co mu tylko podkadzać mieli obowiązek. Żeńskim gospodarstwem zarządzała córka ekonoma, panna piękna, dorodnego wzrostu, śmiała i energiczna, która — jak utrzymywano — tak dalece była w łaskach pana, iż nimi ojca poszlakowanego nieraz o jawne ze śpichrza pożyczki i nie przebaczone pijaństwo, umiała utrzymać przy obowiązkach. W istocie rządził pono włódarz włościanin jeszcze z ojcowskich czasów do popychania gospodarstwa nawykły.
Pan młody z towarzyszami bardzo licho