Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/97

Ta strona została uwierzytelniona.

bie Zbisław... ale mimo to sam on drzał na myśl jak zastanie w domu. Ekonomówna klucznica straszliwie była samowolną, a ożenienie pana mające rządom jej absolutnym prawdopodobnie położyć koniec wcale jej nie smakowało... Mogła się więc przez zemstę dopuścić Bóg wie jakich nadużyć...
Wieczór był po burzy jeszcze parny, mżył deszczyk drobny i cichy, noc była czarna... gdy się Wierzchówka ukazała podróżnym znużonym, ochrypłym, ziewającym od niewygodnego snu na wozach. Zbiś jeden oka nie zmrużył, ten powrót bez żony i bez butów, i bez szabli i bez worka dolegał mu, przeczucia jakieś dziwne dręczyły... Na zwrocie ku dworowi, który spodziewał się ujrzeć ciemnym i we śnie pogrążonym, jakież było zdziwienie jego, gdy we wszystkich oknach postrzegł światła, a z kuchennego komina dobywający się dym czerwony świadczący, że tam nie na żart coś się przygotowywało. Miałżeby kto zdradzić ich przybycie? było to niepodobieństwem, cóż to się tam więc w pańskiej niebytności działa... Zmarszczył brew Szaławiła i skoczywszy z wozu równemi nogami zawołał — stój!
Ci co spali pobudzili się, drzymiący poczęli wołać: — Co? czego? co tam takiego?