Strona:PL Kraszewski - Wybór Pism Tom VII.djvu/374

Ta strona została przepisana.

prędzej życie, niż dumę... Ja jestem trochę więcej niż prosty szlachciura, bo kniaź Koryatowicz... a Radziwiłła ojcowie moich w nogi całowali. — Popowiczowi nie ustąpię.

BASIA (łamiąc ręce).

O Boże! ratuj!

SZMUL (z rezygnacyą).

No — co osądzone, to osądzone! Darmo gadać. Żeby Chorąży wprzód choć testament zrobił.

DYPLOWICZ (na stronie cicho).

A mnie Wulkę zapisał.

CHORĄŻY (krzykliwie).

Milczéć mi! żydzie — jeść! tu! jeść! Jesteś, żebyś mi służył, nie żebyś mi radził. Jeść, do stu tysięcy basałyków... bo karczmę spalę!

SZMUL (ucieka, Kniaź goni za nim do alkierza).


SCENA III.
BASIA — DYPLOWICZ (w kącie).
(Przez drzwi od podwórza w ubiorze podróżnym Szczuka).

SZCZUKA (spostrzegłszy Basię, staje jak wryty).

O Boże! co ja widzę! panna Barbara tu! jakimże wypadkiem?

BASIA.

Pan Józef? To może Pan Bóg zesłał was na ratunek

(przypatruje mu się i poznaje barwę Radziwiłłowską na mundurze).

Ale cóż to te kolory znaczą?

SZCZUKA.

Należę do dworu Księcia Wojewody.