Strona:PL Kraszewski - Wybór Pism Tom VII.djvu/380

Ta strona została przepisana.
(Podchodzi zwolna do stołu i spogląda z góry na Chorążego, który je, wąsy ściera, potem zwolna głowę podnosi i spogląda mu oko w oko).

Hm! Panie kochanku — Dzień dobry waszeci.

CHORĄŻY.

Hm, sto basałyków! dzień dobry asanu.

KSIĄŻĘ.

Nie zna mnie, panie kochanku, to zabawna rzecz... panie kochanku... Jak się zowiesz? możebyś poszedł sobie gdzieindziéj jeść.

CHORĄŻY.

Do stu basałyków, dlaczego?

KSIĄŻĘ.

Bo jabym tu jadł, panie kochanku...

CHORĄŻY.

Czy jegomość wiesz, że do szlachcica mówisz?

KSIĄŻĘ.

A kto u nas nie szlachcic, panie kochanku? Ale widzisz, panie kochanku, racya fizyka — choć ty jesteś szlachcic, to ja przecie jestem Radziwiłł, panie kochanku, wojewoda wileński.

CHORĄŻY (głowę podnosząc tylko, ale siedząc ciągle).

A! to wy jesteście Radziwiłł panie kochanku! No proszę! Nigdybym się tego był nie spodziewał... gdzieś na peregrynacyi brzucha stracił, czy co? Ale kiedy mnie zaszczyciliście rekomendując się, słuszna, bym się ja także wam odrekomendował. Jestem kniaź Hrehory Koryatowicz Kurcewicz, chorąży lidzki, z rodu książąt litewskich..

KSIĄŻĘ (stoi chwilę zamyślony).

Co? co? ho? ho? jakiego rodu?... Terefere kuku, strzela baba z łuku! panie kochanku, witam Kniazia.

CHORĄŻY (kłania się głową).

Ja też witam i kłaniam Księciu Wojewodzie.

KSIĄŻĘ (stoi, milczy, pogląda na swoich — Cisza).

Hm! co panie kochanku?

CHORĄŻY.

Nic do stu basałyków (zajada).