Strona:PL Kraszewski - Wybór Pism Tom VII.djvu/386

Ta strona została przepisana.
DYPLOWICZ (wysuwa się za nim).
BASIA (sama, padając na ławę przy stole).

O mój Boże! To cud twéj łaski! Ocaliłam ojca... ale moje nadzieje... on... w liberyi?... wszystko stracone!... Klasztor mi został tylko. Ojciec nie dopuści go na próg swojego domu... a jam cudu nie warta! Biedny Józef... Na wieki...

(zasłania oczy).




SCENA VII.
KASIA — SZCZUKA (wpada drzwiami od sieni i staje przed nią).

SZCZUKA.

Panno Barbaro! słowo jedno, spojrzenie... słówko otuchy i nadziei.

BASIA.

A! to wy! Nadziei? nie mam jéj sama... stracone wszystko... Uciekaj pan, bo gdy ojciec was tu zobaczy...

SZCZUKA.

Nie przyjdzie... będzie stał, póki księcia na gościńcu nie dojrzy... Pozwól mi pani rzec dwa słowa...

BASIA.

Tak, chyba ostatnie, bo się już więcéj nie zobaczymy w życiu...

SZCZUKA.

Ja mam nadzieję.

BASIA.

Ja żadnéj. Nie znasz pan ojca mojego, teraz gdy was widział na dworze księcia... dom nasz zamknięty dla was.

SZCZUKA.

Miłość go moja otworzy, byleś mi Pani sprzyjała...

BASIA.

Co ja mogę? chyba się we łzy rozpłynąć.