Z temi krokodylami, panie kochanku, nie było innego sposobu, tylko trzeba było grać w karty, a kto przegrał, tego zjadły... tym sposobem skonsumowały kilkunastu zakochanych królewiczów i ze sześciu książąt... Każdy z krokodylów, panie kochanku, w co innego grał, najstarszy w maryasza, drugi w makao, trzeci w warcaby... Szczuka! co tobie jest... nie słuchasz?
Słucham, Mości Książę!
Pamiętaj, że jutro wezmę na egzamin, panie kochanku. U drzwi siedział wąż brzuchaty, który tabakę zażywał, i to tylko hiszpankę... dlatego miałem ciemierzycę w kieszeni, panie kochanku... Szczuka, co ci jest u licha?
Ale nic, Mości Książę...
Przypatrz-że się, jak Dyplowicz słucha, to na wzór, panie kochanku, gębę otworzył, aż mu wnętrzności przez nią widać... a wy... w głowach pusto! Nic rozumnego nie chcecie posłuchać, żeby się czegoś nauczyć, panie kochanku... Ej! Szczuka, ja wiem, co się święci z tobą.
Mości Książę, ale nic, słucham...
Tobie ta fertyczna Basia Kurcewiczówna wlazła pod pachę... Ty dla niéj głowę tracisz, panie kochanku...
Muszę o niéj zapomniéć...
Ja ciebie na wylot widzę, ty czekasz, panie kochanku, odpowiedzi z Siennéj Wulki, od Kurcewicza, wiedząc, że wyprawiłem tam posłańca...
Co mnie do tego, proszę Księcia.
A kto mnie na to głupstwo namówił, jeśli nie ty?
Ja? Czyż ja? Wasza książęca Mość nie uczyniłeś nic, czego-