Strona:PL Kraszewski - Wybór Pism Tom VII.djvu/394

Ta strona została przepisana.

by nie przystało uczynić Radziwiłłowi... Biedny szlachcic ma także w rodzie książęcą krew...

DYPLOWICZ.

Co za krew?...

SZCZUKA.

Im uboższy, tém mu dumę jego łacniéj taki pan, jak Radziwiłł, przebaczyć może. Łatwiéj Księciu pofolgować, niż jemu. Na Księcia nie powie nikt, że się zląkł albo poniżył, a z niegoby się wyśmiewano...

DYPLOWICZ.

Nie mogę tego słuchać...

KSIĄŻĘ.

Nie źle mówisz, tylko zawsze na swoje koło, panie kochanku, wodę prowadzisz.

SZCZUKA.

Księciu przystało być wspaniałomyślnym i łaskawym...

KSIĄŻĘ.

Ty też pochlebcą coś jesteś, panie kochanku... A no, tożeście mnie nabechtali, że po téj awanturze w karczmie, w któréj Radziwiłł ustąpił Kurcewiczowi, ja, Wojewoda Wileński, posłałem go jeszcze na barszcz prosić do Nieświeża...

SZCZUKA.

Toć po książęcemu, to po Radziwiłłowsku, to po pańsku.

DYPLOWICZ.

Aż nadto Książę dobry, a na pochyłe drzewo... i kozy skaczą.

SZCZUKA (cicho do Dyplowicza).

Ja Jegomości to odsłużę.

DYPLOWICZ (wysuwa się w tył, kłaniając).

Servus.

KSIĄŻĘ.

Teraz ciekawym, panie kochanku, co szlachcic zrobi?

SZCZUKA.

Przyjedzie i będzie spokój i zgoda.

DYPLOWICZ (nieśmiało).

Nie przyjedzie, ja go znam, jeszcze głupstwo powie...

KSIĄŻĘ.

I mnie się téż widzi, że nie przyjedzie... Widzisz, Szczuko... dawniéj, kiedyśmy to hulali, aż z czupryny kurzyło się, póki nie wyłysiała, bywało i tak, żem zaprosiwszy kogo, dał mu dwadzieścia pięć. Doktór Freind utrzymuje, że to nigdy nie szkodziło