Borowina, piaski, błoto... może być!. może!.. No — ale mnie to wszystko drogie, bo to święta ojcowizna! Milcz ino, a słuchaj. Zaprosiłem Radziwiłła do siebie, wziął mnie za słowo, za pół godziny zjedzie tu z całym dworem, może w jakie trzysta koni.
Jezu Nazareński! Radziwiłł tu! tu — on! Książę Wojewoda!
Co dziwnego? Nie pierwszyzna Koryatowiczom Radziwiłłów przyjmować alem ja, panie sąsiedzie — goły... śpichrze, piwnice, spiżarnie puste. Tyś sknera i dusigrosz, u ciebie wszystkiego pełno, bo ty wszystkiém handlujesz. Mów więc a prędko, czy mi sprzedasz owies, siano, wino, piwo, miód, chleb... i co u ciebie jest, a czego mnie potrzeba?...
Oho! To może więcéj byłoby warto, niż cała Wulka wasza! Piaski takie...
Cóż Wulka warta?
Borowina... grunta jałowe... błoto... na pagórkach paproć rośnie. Ale że to o miedzę i że ja chcę kochanemu sąsiadowi w tej okazyi wygodzić, choćby z własną szkodą — Bóg widzi! Kiedy pan Chorąży jesteś w takiem położeniu — muszę cóż robić! muszę się poświęcić! za Wulkę dwa tysiące dukatów. Tysiąc na niéj jest zapisane do Słuckiéj fary, no — a tysiąc... niby...
Mówisz więc tysiąc? Ja nie mam czasu się targować. Pal cię dyabli — Dyplowicz rób umowę lub ruszaj do kroć basałyków... Oto moje ostatnie słowo. Nie wiem, co moja Wulka warta i co warte twoje stęchlizny. Dasz mi siana, owsa, chleba, mięsa, wna, miodu, wszystkiego, czego te ciury Radziwiłłowskie zapragną — ale — w bród! Niech Kureewicza znają! Nie żałując! Owies im na środku dziedzińca w kupę zsypać, beczki wytoczyć... wołu całego upiec... dwa... Musi być wszystko, czego dusza zażąda... Ja honor mój ratuję...
Jabym chciał służyć Chorążemu — ale to z temi ludźmi! jak oni...
Zgoda, czy nie?